Ta strona używa plików cookies w celu prowadzenia anonimowych statystyk wizyt użytkowników. Akceptuję / Zamknij
Anita Suchocka, dn. 28/12/2013, kategoria: reportaż
Rok 2013 chciałabym zakończyć tymi zdjęciami. Nie tylko dlatego, że były ostatnimi w sezonie, ale – jak się okazało – również dlatego, że będzie to jeden z najmilej wspominanych przeze mnie reportaży. Był spokój, dużo spokoju i praktycznie zero pośpiechu. Ogień we włosach Natalii nie parzył, zamiast tego przyjemnie otulał ciepłem, jak i ona sama. Lubię dojrzałą miłość, może nawet bardziej od tej natchnionej i świeżej. Ma w sobie harmonię, zrozumienie i bezpieczeństwo. Mimo że budowana latami, nie brakuje jej czułości. Takiego uczucia właśnie życzę Wam w nadchodzącym roku. A Natalii i Tomkowi dziękuję za zaufanie, to była ogromna radość być i przeżywać z Wami ten wyjątkowy dzień.
Anita Suchocka, dn. 30/10/2013, kategoria: reportaż
Agatka jest najstarszą z sześciorga rodzeństwa. Uprzedzała mnie, żebym się nie bała, jak wejdę do ich domu, bo może panować tam dość duże zamieszanie. Bała? Od chwili, gdy mi napisała o tej cudnej rodzinnej ferajnie, nie mogłam się doczekać, aż ich wszystkich poznam. Przeczucie nie zawiodło i zarówno dzieciaki jak i sami rodzice, okazali się wyjątkowymi, ciepłymi ludźmi, do których ma się ochotę wrócić na zabawę i kubek herbaty. Zresztą Pan Młody, Paweł, nie jest gorszy, bo sam ma dwie siostry i dwóch braci. Uroczy garbus, zimne ognie, bańki mydlane czy tortowy domek to tylko niektóre z niespodzianek, które przygotował dla swojej ukochanej. Całość otulał zapach lawendy i pysznych słodkości przygotowanych przez młodą i zdolną Muffinkę. Z podziwem patrzyłam na tak młodą parę, która tworzyła tego dnia swoją bajkę.
Anita Suchocka, dn. 02/10/2013, kategoria: reportaż
Silke jest Niemką, a Maciek Polakiem wychowanym w Niemczech. Jak się domyślacie, większość ślubu i wesela była dla mnie nie do końca zrozumiała, ale jedynie pod kątem słownictwa, bo niektóre rzeczy są ponad barierami językowymi. Miałam okazję być już na uroczystościach różnych narodowości i z ciekawością obserwuję różnice w zwyczajach. Zazwyczaj najwięcej różnic dotyczy już samego wesela, ale zawsze jedna rzecz jest wspólna – dwoje zakochanych w sobie osób, którzy przysięgają sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Niemieckie wesele przez pierwsze kilka godzin toczy się głównie przy stołach. Na tym ostatnim był pokaz wujka iluzjonisty, scenki teatralne, występ skrzatów i kilka innych zabaw. Co kraj to obyczaj, najważniejsze, że zabawa była przednia, goście zadowoleni i już od pierwszego tańca – wszyscy wylądowali na parkiecie. Po raz kolejny przegoniliśmy chmury, a nawet wyprosiliśmy o słońce, które tak cudownie odbijało się w jeszcze mokrym, małym pomoście nad ogrodowym stawem Pałacu Wojanów.
Anita Suchocka, dn. 18/09/2013, kategoria: reportaż
Ilekroć myślałam o tej notce, w pierwszej kolejności pojawiała się obawa o jej długość. Z Kasią spotkałyśmy się przed ślubem tylko raz, ale spotkanie to przypominało o wiele bardziej połączenie dwóch zaprzyjaźnionych dusz niż relacje fotograf-panna młoda. W ciągu krótkiej godziny, która minęła nam w mgnieniu oka, zdążyłyśmy się wspólnie wzruszyć i obdarzyć wzajemną sympatią. Rozmawiałyśmy o naszych przygodach życiowych, o książkach, planach i marzeniach. O zdjęciach nie musiałyśmy, ona mi zaufała, a ja wiedziałam, że dam z siebie wszystko i jeszcze więcej. Na ślub jej i Czarka czekałam z dużym zniecierpliwieniem i gdy w końcu nadszedł, cieszyłam się, jakbym miała być świadkiem przysięgi dwojga przyjaciół. W małym pokoiku na poddaszu Pałacu na Wodzie w Staniszowie, odprawiałam komiczne tańce odganiające deszcz, by wbrew wszystkim obawom i zapowiedziom, pozwolił im pobrać się na dworze. W ostatniej chwili zabrano do środka krzesła i stół, by przeprowadzić ceremonię wewnątrz. Na minuty przed wyjściem mówiłam Kasi, żeby się nie smuciła, że może się jeszcze udać. Nie wiem, czy kiedykolwiek pragnęłam tak bardzo przegonić chmury. Chyba dostrzegła to Matka Natura, bo gdy Panna Młoda stała już niemal w progu, deszcz ustał. Udało się. Cieszyłam się jak małe dziecko.
Mogłabym pisać tak jeszcze naprawdę długo, choć był to jeden z krótszych reportaży na jakim byłam. Ten dzień będę wspominać wyjątkowo ciepło i z nutką tęsknoty. To był wspaniały ślub z merdającymi czworonogami u boku. Dziękuję, że mogłam być z Wami, dziękuję ciepłe uśmiechy i za książkę z dedykacją, która zostanie w sercu ogrzewając w gorsze dni.
Anita Suchocka, dn. 12/09/2013, kategoria: reportaż
Ilekroć pary decydują się wynająć mnie, jako swojego fotografa, czuję nie tylko ogromną odpowiedzialność, ale i wyróżnienie. W końcu to właśnie moje zdjęcia i może też w jakimś stopniu moja osoba, sprawiły, że chcą, abym im towarzyszyła w wyjątkowo intymnych chwilach. Przemykam między najbliższą rodziną, przyjaciółmi, jestem świadkiem błogosławieństw i ich łez wzruszenia, których nie dostrzeże nawet większość gości. W dodatku mam je utrwalić, wybrać, zachować przez swoją czarną skrzynkę na całe życie. Tak, to duża odpowiedzialność. Idzie jednak w parze, na szczęście, z jeszcze większą przyjemnością i satysfakcją. Tym bardziej, gdy dostajesz pakiet zaufania od osób, które znają Twoją branżę, fotografują, rysują, tworzą, kochają piękno. Takimi właśnie ludźmi są Justyna i Marek. Ona – fotografka, On – grafik, rysownik. Wspólnie tworzą Sinbro Studio, gdzie króluje kolor i wyjątkowe, autorskie pomysły. Trzymam kciuki za rozwój tej marki, a szczególnie nie mogę się doczekać murali z pokoi dziecięcych, bo sama o takim zawsze marzyłam. Życzę im z całego serca tego, o czym rozmawialiśmy przy piwie już po ślubie – by w naszym kraju doceniano artystę za jego ciężką pracę, doświadczenie i umiejętności. Żeby można było żyć z pasji i z pasją i żeby to nie był tak ciężki kawałek chleba.
Anita Suchocka, dn. 13/08/2013, kategoria: reportaż
Paula ma w sobie coś z nimfy, zarówno w wyglądzie, gestach, jak i w sposobie poruszania. W bardzo udany sposób łączy urok małej dziewczynki z pełnią kobiecości. Razem z Radkiem tworzą parę, która od pierwszego spotkania wydaje się pełna, dopasowana. Mając odrobinę doświadczenia w obserwacji par młodych i nie tylko, mogę z pewnością stwierdzić, że łączy ich nie tylko piękne uczucie, ale i ta cudowna pasja względem siebie. Roziskrzone drobinki przesyłane spojrzeniami, podczas specjalnego tańca Pauli dla Radka, zelektryzowały powietrze i pozwoliły zatracić się na chwilę w innym świecie. Razem tworzą magię i cieszę się, że mogłam jej osobiście doświadczyć.
Anita Suchocka, dn. 08/06/2013, kategoria: reportaż
W przypadku reportaży wyjazdowych, czasem ciężko jest poznać się wcześniej z młodą parą. Rozmowy odbywają się za pośrednictwem internetu i telefonu. W przypadku Anety i Marcina nie widziałyśmy z Anią (bo z nią miałam przyjemność robić zdjęcia na tym ślubie) nawet zdjęcia zakochanych, więc można powiedzieć, że jechałyśmy trochę “w ciemno”, a jednak nie było tak do końca. Po pierwsze sympatię da się wyczuć i przez telefon, a po drugie już nawet samo zaproszenie wiele mówi o charakterze nadawców. Było swobodnie, radośnie, naturalnie. Z czułością słów przed ołtarzem i parkietowym szaleństwem w warszawskiej Fortecy. W tym miejscu gratulacje należą się Mocnej Grupie Wodzirejów, którzy zapewnili jedną z najlepszych opraw muzycznych, z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Aneta zaskoczyła nas dwoma wcieleniami, od posągowej piękności, po królową parkietu przez wielkie K. Marcin zresztą wcale nie pozostawał w cieniu, bo sam radził sobie w tej kwestii znakomicie. Mogłabym pisać tak jeszcze przez długi czas i wymieniać pozytywne wrażenia z dnia spędzonego w stolicy, ale chyba czas w końcu na zdjęcia.
Anita Suchocka, dn. 05/06/2013, kategoria: reportaż
Na kilka miesięcy przed ślubem, spotkałam się z Olą na herbatę w jednej z jeleniogórskich kawiarni. Gdy weszłam do środka, zobaczyłam delikatną istotkę z sympatycznym i ciepłym uśmiechem. Czas upływał bardzo szybko, a my w sumie o ślubie rozmawiałyśmy najmniej. Gdy przyszedł w końcu maj, czarowałam pogodę, by po raz kolejny okazała się łaskawa. Udało się przywołać nawet słońce. Ola i Kamil poznali się w wirtualnej przestrzeni, ale zapewniam Was, że ich miłość i czułość względem siebie była jak najbardziej realna.
Anita Suchocka, dn. 23/01/2013, kategoria: reportaż
Byłam prawie pewna, że będzie to mój ostatni reportaż w 2012r., jednak jak czas później pokazał – tak się nie stało. W tamtym dniu jednak byłam przekonana, że robię swoje ostatnie zdjęcia ślubne w sezonie i cieszyłam się, że właśnie takiej parze jest mi dane towarzyszyć. Coraz częściej trafiam na pary z dłuższym stażem, które mimo upływu lat nie straciły zapału do swojej miłości. Wręcz przeciwnie, jest mądrzejsza, cierpliwsza, pełniejsza. Pamiętam roztrzęsioną nerwami Mariolę, która widziała ze stresu podwójnie, ale pamiętam też jej radość i ulgę, gdy przyszedł po nią jej ukochany. Kolejny ślub cywilny, który pokazał, że nie tylko przed ołtarzem może być pięknie i wzruszająco. I plener. Plener, który przypomniał mi, dlaczego to właśnie Wrocław najbardziej lubię z naszych dużych polskich miast. Może z sentymentu, bo w sumie najbliżej gór, może dlatego, że mieszkałam w nim ze swoją siostrą przez rok. W każdym razie ostatni dzień pracy był jednocześnie wspaniałym odpoczynkiem i powrotem do ciepłych wspomnień. Mam nadzieję, że te zdjęcia będą również takim przystankiem we wspomnieniach Marioli i Andrzeja.
Anita Suchocka, dn. 10/01/2013, kategoria: reportaż
Minęło już pół roku, ale podczas wybierania zdjęć do posta, miałam wrażenie, że ślub był zaledwie miesiąc temu. To chyba właśnie największy urok fotografii – utrwala i przypomina – w tym przypadku same pozytywne momenty i emocje. Pamiętam na przykład bardzo skromną Kasię, która do dziś jest dla mnie esencją klasycznej, eleganckiej, pięknej panny młodej. Pamiętam jej chabrowe buty, które miała jeszcze na przygotowaniach u fryzjerki, a później fuksjowe – już ślubne. Pamiętam nieustająco uśmiechniętego Ernesta, który patrzył na swoją wybrankę oczami pełnymi miłości. To uczucie, które między sobą pielęgnują jest naprawdę niezwykłe, takiej pary po prostu nie da się zapomnieć, nawet bez fotografii.